On zaś trwał w ubóstwie.
Ale za to pewnej jasnej nocy druga zasłona uleciała mu znów łabędziem z rąk w ciemne przestworze i Prawda prawd zajaśniała mu jeszcze silniej przed oczyma.
∗ ∗
∗ |
Był ślicznym młodzieńcem. Pierwsi dostojnicy w Atenach, filozofowie, sofiści i poeci błagali go o przyjaźń, aby przez wpatrywanie się w jego piękność zbliżyć się do piękna przedwiecznych idei[1].
Ale on odrzucał ich dary, zabiegi i przyjaźń...
Dziewczęta, które zbierały się przy fontannach na Stoa i na Ceramiku, oplątywały go warkoczami i zamykały w kołach tanecznych. Przecudne, do nimf podobne hetery rzucały mu nieraz pod nogi poświęcone Adonisowi gałązki kopru, lub próbowały szeptać mu do ucha przez kielichy rozkwitłych lilji i powojów słowa pieściwe i słodkie, jak muzyka fletów arkadyjskich...
Wszystko napróżno!
— Pójdź — mówiła mu raz najpiękniejsza z dziewczyn ateńskich, prawdziwa, wcielona Charyta — oczy moje, jak gwiazdy świecące, włosy, jak wonne hjacenty, a łono moje, jak łono Heleny. Pójdź, Dioklesie, albowiem nawet bogowie w niebie nie znają większej rozkoszy nad miłość.
- ↑ Patrz Fedros Platona.