Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Nowele T8.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.
—  95  —

trafi pisać wiersze jak wszyscy razem poeci greccy, nie mówiąc o naszym starym, nudnym Enniuszu; że jest wymowna jak Cycero, że wierzyciele, którzy w jej domu odmawiają jadła i napoju, dają dowody wysokiej przezorności; że kto złoży u niej depozyt, albo zostawi wypadkiem pierścień, to niech się z niemi pożegna; — dalej sądzę, że mówi po grecku jak Atenka, że gra na cytrze i śpiewa, jakby lekcje dawała jej sama Erato i że nakoniec, nikt na świecie nie potrafiłby powiedzieć, co hojniej rozrzuca: pieniądze, czy pieszczoty[1]. Uf! Skończyłem i zadyszałem się!
— To odetchnij, a następnie przypuść, że ja Sempronję kocham.
— Czy tak? W takim razie poślij po nią lektykę.
— Mówię: przypuść tylko, a w dalszym ciągu przypuść ponadto, że kochając ją cierpię i boleję, że taką jest, jak jest — i że chciałbym jej boskiemu ciału kupić inną duszę — ot, tak czystą jak śnieg na Sorakte, a jej twarzy dziewiczy rumieniec. Czy za wszystkie moje ziemie, trzody, klejnoty i pieniądze, mógłbym to kupić, Wargunteju?
— Na Jowisza! przycisnąłeś mnie do muru, jak gdybyś był Sokratesem, a ja sofistą... Czy jeszcze mam co przypuścić?
— Nie. Wróćmy teraz do rozmowy o Rzymie.
— Ba, Rzym to druga Sempronja.

— Niech i tak będzie. A zatem musisz się znów zgodzić, że za wszystkie moje skarby nie mógłbym

  1. Sallustjusz.