— Baranie, przewodniku stada!
— Żyj i władaj!
— Rządź, karz i wynagradzaj!
∗ ∗
∗ |
Abdolonim musiał uwierzyć.
Nie udał się jednak zaraz na zamek, oświadczył bowiem, że przedtem pragnie pomodlić się do bogów domowych, których opieka okazała się tak przemożną — i rozmówić się w ciszy i samotności z własnem sumieniem. Ale gdy ulica i ścieżki ogródka opustoszały, odłożył na czas dalszy rozmowę z bogami i sumieniem, a natomiast, objąwszy usta dłońmi, zawołał po dwakroć przyciszonym głosem:
— Thalestris! Thalestris!
Dziewica wybiegła z szałasu.
— Jestem, panie!
— Słyszałaś?
— Słyszałam i... padam na twarz przed królem moim.
Ale on zatrzymał ją i rzekł:
— O, Thalestris! Niepotrzebne nam już placki z cykutą.
— Tobie, panie, — odpowiedziała — nie wolno umierać, albowiem losy Sydonu złożone są w twoich rękach, jeśli jednak i mnie umrzeć nie pozwolisz, cóż się teraz stanie ze mną nieszczęsną?
A Abdolonim przygarnął ją i począł mówić z wielką słodyczą, lecz już i z powagą królewską:
— Słuchaj, Thalestris. Rozum kupiecki twojego ojca okazał się ślepy i głupi, ale twoja miłość była