kiej twórczej polityki, tam szachrajstwo nie może wystarczyć i szachrował, szachrował bez końca.
— Prawda! masz słuszność, jak zawsze i tylko tak dokładne wagi, jak moje, wskazać nam mogą, co z nim uczynić należy.
— Kilka słów muszę jeszcze dodać, o Wszechkulisty! Psunabudes drwił sobie z Egiptu, nie dbał o Faraona, myślał zawsze tylko o sobie, więc możnaby mniemać, że był tylko szują. Ale zważ jednak, panie, że gdyby Psunabudes rządził mądrze i uczciwie, to zyskałby na tem Egipt, zyskałby Faraon, a on sam nietylko nicby z własnych korzyści nie uronił, ale stałby się jeszcze potężniejszym i sąd historji wypadłby o nim inaczej.
— Więc znów chcesz powiedzieć, że osieł przeważał w nim jednak nad łotrem?
— Podnieś, o Sprawiedliwy, wagi, a przekonamy się natychmiast.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Ozyrys podniósł szale i trzymał je w górze, póki nie uspokoiły się zupełnie. Poczem spojrzał i zdziwienie, ale zarazem i zmieszanie odbiło się na jego boskiem obliczu.
— Na święty ogon Apisa! — zawołał — głupota i szelmostwo nie przeważają się wzajem ani na jeden włos z mej brody. Co teraz robić!...
Co robić!...
Jastrzębiooki odrzucił wagi, objął głowę dłońmi i przymknął oczy.
Po chwili jednak twarz rozjaśniła mu się pro-