Zatem swatowie, złożywszy Dionizjuszowi odpowiednie pokłony, dzięki i życzenia, udali się do domów swoich. Lecz zanim się rozeszli, przystanęli nieco na agora i mówili jedni do drugich, kiwając ku sobie siwemi brodami:
— Oto się nazywa polityka! Niechże przeciwnicy nasi zdobędą się na podobną!
∗ ∗
∗ |
Gody weselne Dionizjusza z Ateną Grodowładną odbyły się w kilka dni później tak wspaniale, że nawet Panateneje nie mogły się z niemi porównać. Były uroczyste procesje z kapłanami wszystkich świątyń i z dziewicami w bieli — przeciągały gromady cudnych efebów i dziecięta, poprzebierane za amorków. Szły białe byki i białe jałowice ze złoconemi rogami — i wozy, zaprzężone we wspaniałe rumaki, o sterczących, przyciętych krótko grzywach. Porozsypywano tak świętą mąkę jęczmienną przy ofiarach, że stopy ofiarników obieliły się jak stopy młynarzy. Kwiaty, kwieciste tyrsy, wieńce z róż, lilij i sasanków, girlandy i zwoje na kolumnach rozjaśniły miasto jedną stubarwną tęczą. Zieleń mirtów i winogradu oplotła białe marmury. Bito na ucztę powszechną stada wołów i krętorogich baranów. Na agora tryskały purpurą i złotem fontanny wina. Lud jadł, pił i szalał. Ciskano kośćmi i kopytami spożytych zwierząt na „nieprzejednanych“. Mury drżały od śpiewów i okrzyków na cześć boskiej pary, a gdy słońce przetoczyło się w stronę morza Jońskiego i na niebo wszedł srebrny księżyc,