pochyłej, poczęli z wielką radością ustawiać się do walnej rozprawy.
Ale zanim rozpoczęła się bitwa, przybył przed szyki polskie herold z oznajmieniem, że Konradus Nyempcz, rycerz cesarza Zygmunta, sławny ze zwycięstw w licznych bitwach i turniejach, wyzywa na pojedynek rycerski każdego z polskich rycerzy, któryby ośmielił się z nim zmierzyć. Na to z szeregów wyjechał natychmiast Jaśko Szczytów, herbu Doliwa[1] i podjąwszy ostrzem kopji rzuconą rękawicę, ruszył między dwa wojska. Wyskoczył ku niemu Nyempcz z wielkim pośpiechem i zderzyli się na środku pustego pola, jako dwie burze, które z przeciwnych stron nadciągną. Lecz dzień zapowiedział się złą wróżbą dla Niemców, gdyż zwalił Jaśko z konia odrazu cesarskiego rycerza — i pojman jest przesławny Konrad Nyempcz w obliczu obu wojsk.
Zaczem wielu Polaków i Niemców chciało się potykać o konie, o zbroje, albo też na śmierć lub niewolę, lecz już nie było na to czasu, gdyż serca zakipiały takim warem po obu stronach że, nie czekając już dłużej, ruszyły na siebie żelazne ławy i zwarły się w śmiertelnych zapasach.
„Z obu stron — pisze kronikarz[2] — równe męstwo i równa zawziętość przeciągnęły bój do kilku godzin — i długi czas wątpliwy był los bitwy, gdy jednaki dobór rycerstwa, jednaki upór i jednaka sprawność bojowa przechylały to na tę, to na ową stronę