Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Nowele T8.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.
—  181  —

— Słyszałam i ja, jak mój tatuś mówił do mamusi tak: „On w każdej chwili gotów, a i ona nie od tego“. Ogromnie byłam ciekawa, co to znaczy, ale także powiedzieli mi, żebym się nie wdawała w nieswoje rzeczy.
— Więc nie może być: Stefan i Aniela?
— Nie, ale jakże się mają nazywać?
— Niech on będzie Juljusz.
— Owszem. Śliczne imię. A ona?
— Idalja.
— Pysznie. Ty widocznie masz talent.
— Może i trochę mam — odrzekła skromnie Marynia.
Pióra nie zaczęły jednak odrazu skrzypieć po papierze, natomiast końce obsadek znalazły się, jak na komendę, w ząbkach autorek. Towarzyszyło temu ustawiczne spoglądanie na siebie, oraz rozmaite inne oznaki niepewności.
Nagle Marynia złożyła pióro:
— Dobrze, ale co będzie, jeśli nam pozwolą czytać naszą powieść?
— Jest i na to rada.
— Powiedz.
— Mówiłam już, że powieść musi być taka, że to strach, to znaczy, że musi być okropnie nieprzyzwoita.
— Ach, tak! — prawda.
— Niech moi tatusiowie i ciocia Anielka wiedzą, że przed nami nie trzeba już niczego ukrywać.
Chwila skupienia, poczem twarz Irki rozpromienia się, widocznie pod wpływem genjalnego pomysłu.