— Prawda. Pomyślmy, co można dalej nieprzyzwoitego zrobić?
Natchnienie, zawieszone pod sufitem, okazuje się tym razem zupełnie nieczułe na rozpaczliwe spojrzenia autorek i w pokoju trwa milczenie.
— Można się potem uściskać... — mówi Marynia.
Ale Irka potrząsa główką.
— Nie! Gdy ludzie się całują, to przecie nie zakładają rąk w tył, tylko się zarazem i ściskają. To się robi zawsze za jedną drogą.
— Tak — potwierdza Marynia. — Tu trzeba wymyślić coś takiego, co się robi po pocałowaniu się i po uściskaniu.
Poczem zamyśla się głęboko, następnie podnosi oczy i odzywa się nieśmiało:
— A gdyby zabrali do siebie cały tort, przygotowany dla wszystkich gości?
— Fe! — odpowiada Irka — jak małe dzieci!... To byłoby łakomstwo, nie miłość.
— Masz słuszność. Trzeba koniecznie, ażeby zrobili coś nieprzyzwoitego z miłości.
— Ale co?
Z piersi Maryni wydobywa się westchnienie.
— To wcale niełatwo pisać powieść.
— Powieściopisarze jednak sobie z tem radzą.
Marynia wpada na nowy pomysł:
— A gdyby zapytać pana Stefana? Jak on przychodzi, to ciocia, zanim do niego wyjdzie, zawsze poprawia włosy, więc byłby czas go spytać. Nie powiem mu, że piszemy powieść, tylko zapytam, co się robi z miłości po pocałowaniu się i uściskaniu.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Nowele T8.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.