— Ale jeśli to taki zwyczaj, to niema w tem nic osobliwego.
— A pocóżby mama mówiła: „Uważaj, Irka jest obok“?
— Tak, to jest dziwne i trzeba się nad tem zastanowić.
Po tej słusznej uwadze następuje chwila zastanowienia, podczas której pokazuje się coraz jaśniej, że pisanie powieści połączone jest z rozmaitemi nieprzewidzialnemi trudnościami.
— Ach, — odzywa się Irka — żeby to kto chciał przy nas kogoś uwieść!
— Wiedziałybyśmy przynajmniej, co to znaczy — odpowiada Marynia.
Dalszą rozmowę przerywa dzwonek, poczem w drzwiach ukazuje się pan Stefan Okniński czyli „Lemiesz“. Pan Lemiesz, jakkolwiek jest autorem trzech tuzinów sonetów, jednakże podobny jest do człowieka wogóle. Nie spogląda ponuro, myje się co rano, nie nosi peleryny, nosi koszulę, nie nosi długich włosów, co sam tłumaczy tem, że swego talentu nie chce sztukować ani peleryną, ani czupryną. Ponieważ ma przytem majątek, znacznie większy od talentu, przeto nikt mu nie zazdrości sonetów i jest mile widziany i niemal podziwiany przez kobiety. W tej chwili trzyma w ręku bukiet kwiatów i obwiązane różową wstążeczką pudełeczko. Po wejściu wita się poufale z autorkami, całując każdą w główkę.
— Niech pan siada — zaprasza Marynia. — Jakie śliczne kwiaty.
I, tak mówiąc, wpatruje się pilnie w pudełko.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Nowele T8.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.
— 185 —