Wielkie były wcześnie różnych kandydatów starania, wielkie partyi rozmaitych współzawodnictwa, a choć to elekcya miała dopiero rozstrzygnąć, rozumiał wszakże każdy niezwykłą sejmu konwokacyjnego ważność. Jechali tedy posłowie do Warszawy koleśno i konno, z czeladzią i pachołkami, jechali senatorowie, a przy każdym dwór wspaniały.
Po drogach było ciasno, gospody zajęte, a wynalezienie sobie noclegu z wielką połączone mitręgą. Wszakże ustępowano panu Zagłobie miejsca ze względu na jego wiek, ale natomiast niezmierna jego sława nieraz właśnie narażała go na stratę czasu.
Bywało, zajedzie do jakiej karczmy, a tam ani już palca wścibić, to personat, który ją wraz z dworem zajmował, wyjdzie przez ciekawość zobaczyć, kto przyjechał, a widząc starca z białemi jak mleko wąsami i brodą, rzecze na widok takiej powagi:
— Proszę waszmości dobrodzieja ze mną do stancyi, na przygodną zakąskę.
Pan Zagłoba grubijaninem nie był i nie odmawiał, wiedząc, że znajomość z nim każdemu miłą będzie. Gdy więc gospodarz, przez próg go przepuściwszy, pytał następnie: „kogoż mam honor? — on się tylko w boki brał i pewien efektu, odpowiadał dwoma słowami:
— Zagłoba sum!
Jakoż nie zdarzyło się nigdy, aby po owych dwóch słowach nie nastąpiło wielkie ramion otwieranie, okrzyki: „do najfortunniejszych dni ten zapiszę!“ i nawoływania towarzyszów, albo dworzan: „patrzcie! ów jest wzór, gloria et decus wszystkiego Rzeczypospolitej kawalerstwa!“ Zbiegali się tedy podziwiać pana Zagłobę, a młodsi przychodzili całować poły jego podróżnego żupana. Zaczem ściągano z wozów beczułki i ankary i następowało gaudium, trwające czasem dni kilka.
Powszechnie myślano, że jako poseł na konwokacyę jedzie, a gdy mówił, że nie, zdziwienie było powszechne. Ale on tłumaczył się, że panu Domaszewskiemu mandatu ustąpił, aby zasie i młodsi do spraw publicznych przykładać się mogli. Jednym też powiadał przyczynę, dla której w drogę wyruszył; innych zaś, gdy się dopytywali, zbywał słowami:
— Ot z małegom do wojny przywykł, toć zachciało się jeszcze na stare lata z Doroszeńką pohałasować.
Po których słowach podziwiano go jeszcze więcej. A nikomu przez to nie był tańszym, że nie jako poseł jechał, wiedziano bowiem, że i między arbitrami znajdują się tacy, którzy więcej od samych posłów mogą. Zresztą baczył każden senator, choćby i najznamienitszy, na to, że po paru miesiącach nastąpi elekcya, a wówczas każde słowo męża, tak między rycerstwem wsławionego, nieoszacowaną wagę mieć będzie.
Brali też w ramiona pana Zagłobę i czapkowali mu, by i najwięksi panowie. Pan podlaski trzy dni go poił; panowie Pacowie, których w Kałuszynie napotkał, na rękach go nosili.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/021
Ta strona została uwierzytelniona.