i łasica lepiej myszy nie rozpędzi. Cóż bowiem są smutki, jeśli nie myszy, które gryzą ziarna wesołości, rozłożone w naszych sercach? Trza waćpani dobrodziejce wiedzieć, że dawny nasz król, Joannes Caasimirus, tak moje comparationes lubił, że jednego dnia się bez nich obejść nie mógł. Musiałem i przypowieści i mądre maksymy dla niego układać, które kazał sobie zawsze przed nocą powtarzać i według których politykę prowadził. Ale to inna materya. Ufam, że i nasz Michał do reszty przy tych delicyach o przygodzie swej nieszczęśliwej zapomni. Waćpani nie wiesz, że ja go dopiero tydzień wyciągnąłem od Kamedulów, gdzie chciał już śluby czynić. Alem sobie samego nuncyusza instancyę zjednał, który przeorowi zapowiedział, że cały klasztor w dragony pośle, jeśli zaraz Michała nie wypuszczą. Nic tam było po nim!… Chwałą Bogu! Chwała Bogu… Znam ja go! Nie dziś, to jutro, którakolwiek z tych dwóch takie iskry wykrzesze, że się od nich serce w nim, jak huba, zajmie.
Tymczasem panna Drohojowska śpiewała dalej:
„Lecz gdy pawęża
Hardego męża
Przed grotem nie obroni,
Mdła białogłowa
Jakże się schowa
I gdzie się biedna schroni?“
— Tak się białogłowy tych grotów boją, jak pies sadła — szepnął pani stolnikowej Zagłoba. — Ale przyznaj waćpani dobrodzika, żeś nie bez jakowychś ukrytych zamiarów te sikory tu przywiozła. Setne dziewki! szczególniej ów hajduczek, żebym tak zdrów był! Chytrą Michał ma siostrzyczkę, co?
Pani Makowiecka uczyniła istotnie bardzo chytrą minę, która zresztą zupełnie nie przypadała do jej prostodusznej, poczciwej twarzy i odrzekła:
— Myślało się o tem i o owem, jak to zwykle nam niewiastom na przebiegłości nie braknie. Mój mąż ma tu przyjechać na elekcyę, a ja dziewczyny wcześniej zabrałam, bo Tatarów tylko u nas patrzeć. Gdyby zaś miało z tego co szczęśliwego dla Michała się zdarzyć, ofiarowałabym się piechotą do jakiego cudownego obrazu.
— Zdarzy się, zdarzy! — rzekł Zagłoba.
— Obie dziewczyny z wielkich domów i obie dostatnie, a i to coś w dzisiejszych ciężkich czasach znaczy…
— Nie mnie taką rzecz trzeba powtarzać. Michałową fortunę wojna zjadła, choć wiem, że ma coś grosiwa na prowizyi u wielkich panów. Braliśmy nieraz znamienite łupy, mościa pani, a choć się to na dyskrecyę hetmańską oddawało, przecie część szła na podział, jak się to mówi u nas po żołniersku: „od szabli.“ Na Michałową tyle nieraz wypadało, że gdyby był wszystko zachował miałby dziś piękną fortunę. Ale to żołnierz, nie patrzy na jutro, jeno dziś hula. A Michał byłby i wszystko przehulał, gdyby nie