Dopieroż pan Zagłoba otworzył mu ramiona.
— Ketling! pofolguj sobie, pofolguj, nieboże, ile chcesz, bom cię chiał jeno doświadczyć. Nie Drohojowską, ale hajduczka Michałowi przeznaczamy.
Ketlinga twarz rozjaśniła się szczerą i głęboką radością, więc chwyciwszy Zagłobę w objęcia, trzymał go długo, następnie spytał:
— Zali to już pewne, że oni się kochają?
— A ktoby mojego hajduczka nie kochał? kto? — odpowiedział Zagłoba.
— To i zrękowiny już były?
— Zrękowin nie było, bo Michał ledwie się z żalu otrząsnął; wszelako będą… zdaj to na moją głowę! Dziewczyna — chociaż to się wykręca jak łasica — wielce mu życzliwa, bo u niej szabla grunt…
— Uważałem to, jak mi Bóg miły! — przerwał rozpromieniony Ketling.
— Ha! uważałeś? Michał po tamtej jeszcze płacze, atoli, jeśli mu która do duszy przypadnie, to pewnie hajduczek, bo ona do tamtej podobniejsza, jeno mniej oczyma strzyże, jako młodsza. Dobrze się wszystko składa, co? Ja w tem, że te dwa wesela na elekcyę będą!
Ketling, nie mówiąc nic, objął znów pana Zagłobę i począł przykładać swą piękną twarz do jego czerwonych policzków, aż stary szlachcic odsapnął i spytał:
— Także ci to już Drohojowska za skórę się zaszyła?
— Nie wiem, nie wiem — odrzekł Ketling — wiem jeno to, że ledwie jej niebiański widok ucieszył moje oczy, wnet rzekłem sobie, że ją jedną strapione serce moje mogłoby jeszcze pokochać i tej samej nocy, wzdychaniami sen płosząc, lubej zarazem oddałem się tęsknocie. Odtąd ona zawładnęła mojem jestestwem, jako monarchini włada krajem poddanym i wiernym. Jest-li to miłość, czy też co innego, nie wiem.
— Ale wiesz, że to nie czapka, ani trzy łokcie sukna na pludry, ani nie popręg, ani nie podogonie, ani kiełbasa z jajecznicą, ani manierka z gorzałką. Jeśliś tego pewien, to o resztę spytaj Krzysi, a chcesz, to ja spytam.
— Nie czyń tego waćpan — odrzekł, uśmiechając się, Ketling. — Jeślić mam utonąć, niech choć przez parę dni zdaje mi się jeszcze, że płynę.
— Widzę, że Szkoci do bitwy dobre pachołki, ale w amorach nic po nich. Na niewiastę, jako na nieprzyjaciela, impet potrzebny. Veni, vidi, vici! — to była moja maksyma…
— Z czasem, gdyby się moje najgorętsze pragnienia spełnić miały — rzekł Ketling — może waćpana o przyjacielskie auxilium poproszę. Chociażem indygenat otrzymał, krew szlachetna płynie w moich żyłach, jednak nazwisko moje tu nieznane i nie wiem, czyby pani stolnikowa…
— Pani stolnikowa? — przerwał Zagłoba. — Już też się o to nie bój. Pani stolnikowa istna tabakierka grająca… Jak nekręcę,
Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/089
Ta strona została uwierzytelniona.