Tymczasem maska zdumienia opadła z twarzy pana Zagłoby, a natomiast biała głowa poczęła mu się trząść, otworzył szeroko ramiona i rzekł:
— Dalibóg, ryknę!… Hajduczku, Michale, pójdźcie tu!…
On ją kochał okrutnie, a ona jego i dobrze im było razem, tylko, chociaż czwarty rok już żyli z sobą — dzieci nie mieli. Natomiast gospodarowali zawzięcie. Wołodyjowski zakupił za swoje i Basine sumy, kilka wiosek w pobliżu Kamieńca, za które tanio zapłacił, bo już się byli płochliwsi ludzie pod strachem nawały tureckiej radzi w tamtych stronach wyprzedawali. W tych majętnościach ład i rygor żołnierski wprowadzał, niespokojną ludność w kluby brał, popalone chaty wznosił, „fortalicye“, to jest dwory obronne fundował, w których tymczasową załogą żołnierstwo stawało, słowem, jak dawniej dzielnie kraju bronił, tak teraz dzielnie gospodarzyć począł, szabli zresztą z ręki nie wypuszczając.
Sława jego imienia najlepszą była majętności ochroną. Z niektórymi murzami wodę na szablę lał i pobratymstwo zawarł. Innych bijał. Kupy swawolne kozackie, luźne watahy ordyńskie, rozbójnicy ze stepów i opryszkowie z odajów besarabskich drżeli na wspomnienie „małego sokoła“ — więc stada jego koni i owiec, jego bawoły i wielbłądy chodziły bezpiecznie po stepie. Nawet sąsiadów jego szanowano. Mienie, przy pomocy dzielnej niewiasty, rosło. Otoczyła go cześć i miłość ludzka. Ziemia rodzinna przyozdobiła go urzędem, hetman go kochał, basza chocimski ustami nad nim cmokał, w dalekim Krymie, w Bachczysaraju, powtarzano ze czcią jego imię.
Gospodarka, wojna i miłość — oto były trzy prządki jego żywota.
Znojne lato roku 1671 zastało państwa Wołodyjowskich w dziedzicznej Basinej wsi, Sokole. Sokół ów był perłą między ich majętnościami. Podejmowali tam oni huczno i dworno pana Zagłobę, który na trudy podróży, ni na wiek swój niezwykły nie bacząc, przybył do nich w odwiedziny, spełniając solenne przyrzeczenie, na ślubie państwa Wołodyjowskich dane. Wszelako szumne gody i radość z drogiego gościa gospodarzy wkrótce zerwane zostały rozkazem hetmańskim, nakazującym Wołodyjowskiemu objąć komendę w Chreptiowie, tamże nad granicą czuwać, głosów od strony pustyni nasłuchiwać, stróżować, luźnym czambułom zabiegać i okolicę z hajdamaków oczyścić.