— Zosiu, powiadaj wszystko, jako było, bo ja od łez nie mogę — rzekła matrona.
Zosia spuściła oczy w ziemię, zakrywszy je całkiem powiekami, poczem zarumieniła się, jak wiśnia, nie wiedząc od czego począć i zawstydzona bardzo, że jej w tak licznem gronie przychodzi głos zabrać.
Lecz pani Wołodyjowska przyszła jej z pomocą:
— Zośka, a kiedy pana Boskiego w jassyr wzięto?
— Pięć lat temu, w sześćdziesiątym siódmym — odrzekła cienkim głosikiem Zosia, nie podnosząc swoich długich rzęs z oczu.
I następnie poczęła już jednym tchem recytować:
— Nie było wtedy słychu o zagonach, a chorągiew tatusiowa stała pod Paniowcami. Tatuś z panem Bułajowskim mieli nadzór nad czeladzią, co w łąkach stad pilnowała, a tymczasem przyszli Tatarzy z wołoskiego szlaku i ogarnęli tatusia, razem z panem Bułajowskim, ale pan Bułajowski, już dwa lata temu powrócił, a tatuś nie powrócił.
Tu dwie drobniutkie łezki poczęły płynąć po Zosinych jagodach, aż rozczulił się tym widokiem pan Zagłoba i rzekł:
— Biedna trusia… Nie bój się, dziecko, wróci tatuś i jeszcze będzie na twojem weselu tańcował.
— A hetman pisał do pana Złotnickiego przez Piotrowicza? — spytał pan Wołodyjowski.
— Pan hetman pisał o tatusia do pana miecznika poznańskiego przez pana Piotrowicza — recytowała dalej Zosia — i pan miecznik z panem Piotrowiczem znaleźli tatusia u Agi Murzy-beya.
— Dla Boga! ja tego Murzę-beya znam! Z bratem jego byłem pobratymcem — zawołał Wołodyjowski. — Nie chciał-że on pana Boskiego wydać?
— Było rozkazanie hanowe, żeby tatusia wydał, ale Murza-bey srogi, okrutny, tatusia ukrył, a panu Piotrowiczowi powiedział, że go już dawniej do Azyi przedał. Ale inni brańcy mówili panu Piotrowiczowi, że to nieprawda, i że Murza umyślnie tak mówi, żeby się mógł dłużej nad tatusiem znęcać, bo on ze wszystkich Tatarów dla jeńców najokrutniejszy. Może być, że tatusia wtedy nie było w Krymie, bo Murza ma swoje galery i do wioseł ludzi potrzebuje, ale sprzedany tatuś nie był; wszyscy to mówili, że Murza woli zabić jeńca, aniżeli go sprzedawać.
— Święta prawda — rzekł pan Muszalski. — Tego Murzę Agę-beya w całym Krymie znają. Wielce bogaty to Tatarzyn, ale dziwnie przeciw narodowi naszemu zawzięty, bo czterech jego braci na wyprawach przeciw nam poległo.
— A nie ma on czasem między naszymi pobratymca? — spytał Wołodyjowski.
— Wątpliwa jest rzecz! — odpowiedziano ze wszystkich stron.
— Wytłómaczcie mi raz, co to jest one pobratymstwo? — rzekła Basia. /
— To widzisz — rzekł Zagłoba — kiedy po wojnie zaczynają się jakoweś traktaty, tedy się wojska wzajem nawiedzają i w ko-
Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.