Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja waści powiadam, że Azya wielki człowiek!
— Mówiłam! — rzekła Basia, zwracając się ku drzwiom, przez które poczęli wchodzić inni goście stannicowi.
Weszła więc najprzód pani Boska, z modrooką Zosią i pan Nowowiejski z Ewką, która po źle przespanej nocy wyglądała jeszcze bardziej ponętnie, niż zwykle. Źle spała, bo niepokoiły ją sny dziwne: śnił jej się Azya, tylko piękniejszy i natarczywszy, niż dawniej. Ewie krew biła na twarz na wspomnienie tego snu, bo jej się zdało, że każdy go z jej oczu odgadnie.
Lecz nikt na nią nie zważał, wszyscy bowiem poczęli mówić pani komendantowej: „dzień dobry!“ Poczem pan Bogusz zaczął na nowo opowiadanie o wielkości i wielkich przeznaczeniach Azyi, a Basia rada była, że tego i Ewa i pan Nowowiejski słuchać muszą. Jakoż stary szlachcic wyburzył się od chwili pierwszego spotkania z Tatarem i znacznie był spokojniejszy. Już się o niego nie upominał, jako o swego człowieka. Prawdę rzekłszy, odkrycie, że Azya jest tatarskim kniaziem i synem Tuhay-beya, zaimponowało i jemu niepomiernie. Z podziwem też słuchał i o jego nadzwyczajnem męstwie i o tem, że sam hetman tak znakomitą powierzył mu funkcyę, jak ściągnięcie napowrót do służby Rzeczypospolitej wszystkich Lipków i Czeremisów. Chwilami zdawało się nawet panu Nowowiejskiemu, że o kim innym mowa, tak wyrastał w jego oczach ów Azya na niepospolitego człeka.
A pan Bogusz coraz to powtarzał z miną tajemniczą:
— Nic to jeszcze wobec tego, co go czeka, jeno że mówić o tem nie wolno!
Gdy zaś inni trzęśli z powątpiewaniem głowami, zakrzyknął:
— Dwóch jest największych ludzi w Rzeczypospolitej: pan Sobieski i ów Tuhay-beyowicz!
— Na miły Bóg — rzekł wreszcie zniecierpliwiony pan Nowowiejski — kniaź on, nie kniaź, ale czemże może być w tej Rzeczypospolitej, szlachcicem nie będąc; przecie dotychczas indygienatu nie ma?
— Pan hetman mu dziesięć wyrobi! — zawołała Basia.
Panna Ewa słuchała tych pochwał z przymkniętemi oczyma i z bijącem sercem. Trudno wiedzieć, czy byłoby ono równie gorące dla biednego i nieznanego Azyi, jak i dla Azyi rycerza, i wielkiego w przyszłości człowieka? Lecz ów blask podbił je, a dawne wspomnienia pocałunków i świeże sny przejmowały teraz dreszczem rozkoszy panieńskie ciało.
— Tak wielki, tak znamienity! — myślała Ewa. — Cóż dziewnego, że porywczy, jak ogień!