— Jest konsens rodzicielski! Dawajcie, matko, Zośkę! Dawajcie, matko, Zośkę! Dawajcie, matko, Zośkę!
— Dawajcie, matko, Zośkę! — zawtórował basem Zagłoba.
Hałasy owe wywabiły ludzi z przyległych komór; weszła Baśka, wszedł z kancelaryi pan Michał, a wkrótce po nich ukazała się i Zosia. Dziewczynie nie wypadało się niby domyślać, o co chodzi, ale oblała się natychmiast ponsem i złożywszy co prędzej ręce w małdrzyk, a buzię w długi ciup, stanęła ze spuszczonemi oczyma pod ścianą. Pan Michał skoczył po starego pana Nowowiejskiego. Ten przybywszy, zgorszył się bardzo, że syn nie powierzył mu funkcyi i nie zostawił sprawy jego wymowie, jednakże przyłączył się do prośby.
Pani Boska, której istotnie brakło jakiejkolwiek bliższej na świecie opieki, rozpłakała się wreszcie i zgodziła zarówno na prośbę pana Adama, jak i na to, że do Raszkowa z Piotrowiczami wyjedzie i tam na męża czekać będzie. Dopieroż, zalana łzami, zwróciła się do córki:
— Zośka — rzekła — a tobie po sercu-li panów Nowowiejskich zamysły?
Wszystkich oczy zwróciły się na Zosię, a ona stojąc przy ścianie, oczy trzymała, wedle zwyczaju, wbite w podłogę i dopiero po chwili milczenia, cała spłoniona do szczętu, wyrzekła ledwie dosłyszalnym głosikiem:
— Chcę do Raszkowa!…
— Moje śliczności! — huknął pan Adam i skoczywszy do niej, porwał dziewczynę w ramiona.
Poczem zaś krzyczeć począł, aż ściany drgały:
— Moja już Zośka, moja! moja!…
Młody pan Nowowiejski wyjechał zaraz po oświadczynach do Raszkowa, aby tam kwaterę jakowąś dla pani i panny Boskiej wynaleźć i opatrzyć; w dwa tygodnie zaś po jego wyjeździe ruszyła cała karawana dotychczasowych gości chreptiowskich. Składali ją Nawiragh, dwaj Anardraci, Kieremowiczowa, Neresewiczowa, Seferewicz, panie Boskie, dwóch panów Piotrowiczów i stary pan Nowowiejski, nie licząc kilku Ormian kamienieckich i licznych sług, oraz zbrojnych pachołków do pilnowania wozów i pociągowego, a także jucznego bydła. Piotrowicze i duchowni delegaci patryarchy eczmiadzińskiego mieli tylko wypocząc w Raszkowie, zasięgnąć tam wieści o drodze i dalej do Krymu ruszać. Reszta kompanii po-