Zaczem, kiedy się nasycili powitaniem, siadł strudzony mały rycerz do wieczerzy. Baśka zaś, siadłszy koło niego, sama nakładała mu jadło na talerze i dolewała miodu do kubka. Ów jadł i pił chętnie, bo przez cały dzień nic prawie nie miał w ustach. W przerwach opowiadał też nieco, a Baśka, słuchając z roziskrzonemi oczyma, potrząsała wedle zwyczaju głową, dopytując:
— Aha! No i co? no i co?
— Silne bywają między nimi chłopy i srogie okrutnie, ale na Turka-fechmistrza trudno trafić — mówił mały rycerz.
— To i ja mogłabym się z każdym zmierzyć?
— Jako żywo! jeno się nie zmierzysz, bo cię nie wezmę!
— Żeby choć jednego w życiu! Wiesz, Michałku, jak ty idziesz za mury, to ja nawet nie jestem niespokojna. Ja wiem, że ciebie nikt nie dosięże…
— Albo to nie mogą mię ustrzelić?
— Cicho bądź, albo to niema Pana Boga? Usiec się nie dasz, to grunt!
— Jednemu, ni dwom się nie dam.
— Ni trzem, Michałku, ni czterem!
— Ni czterem tysiącom! — rzekł przedrzeźniając Zagłoba. — Żebyś wiedział, Michale, co ona wyrabiała w czasie opowiadania podkomorzego! Myślałem, że ze śmiechu się rozpuknę. Jak mi Bóg miły! Nosem to tak fyrkała, jak koza, a patrzyła w twarz każdej babie po kolei, czy należycie się delektuje. W końcu jużem się zląkł, że kozły zacznie machać, który widok nie byłby zbył polityczny.
Mały rycerz przeciągnął się trochę po jedzeniu, bo był znacznie utrudzon, nagle przygarnął żonę do się i rzekł:
— Moja kwatera na zamku już gotowa, ale tak się nie chce wracać!… Baśka, chyba, że się już tu ostanę?…
— Jak wolisz, Michałku! — odpowiedziała, spuszczając oczy, Basia.
— Ha! — zawołał Zagłoba — już mnie za grzyba, nie za męża tu uważają, bo mi ksieni pozwala mieszkać w klasztorze. No, ale zapłacze ona na to, moja w tem głowa! Uważaliście, jak pani Chocimirska na mnie mruga?… Wdówka jest… dobrze! nic więcej nie powiem!
— Dalibóg, że chyba ostanę! — rzekł mały rycerz.
Na to Basia:
— Byleś się wywczasował dobrze!
— Czemu się niema wywczasować? — pytał Zagłoba.
— Bo będziem gadali, gadali, gadali!
Pan Zagłoba począł szukać czapki, aby też pójść na spoczynek, wreszcie, znalazłszy ją, nałożył na głowę i odrzekł:
— Nie będziecie gadali, gadali, gadali!
I wyszedł.