ła się tem, czem dla innych pokój: zwykłym stanem i trybem życia. Pod wojewodą ruskim stało piętnaście chorągwi hussaryi, jazdy, nawet przez cudzoziemców za nieporównaną uważanej; były chorągwie lekkie, te same właśnie, na których czele takie klęski zadał hetman już po upadku Kamieńca rozproszonym czambułom tatarskim; były nakoniec piechoty łanowe, które z kolbami, bez wystrzału, umiały się rzucać na janczarów.
Hodowała tych ludzi wojna, bo hodowała ona Rzeczypospolitej całe pokolenia; lecz byli dotychczas rozproszeni, albo w usługach wrogich stronnictw. Teraz, gdy zgoda wewnętrzna powołała ich do jednego obozu i pod jedną komendę, spodziewał się hetman zgnieść nimi potężniejszego Husseina i równie potężnego Kapłana. Prowadzili tych ludzi doświadczeni przywódcy, których imiona zapisane były również niejednokrotnie w dziejach ostatnich wojen, w zmiennej kolei klęsk i zwycięstw.
Sam hetman, jako słońce, stał na czele wszystkich i wolą swoją tysiącami kierował, lecz jacyż byli inni dowódcy, którzy przy tym chocimskim obozie nieśmiertelną mieli się okryć sławą?
Oto było tam dwóch hetmanów litewskich: wielki Pac i polny Michał Kazimierz Radziwiłł. Ci na kilka dni przed bitwą połączyli się z wojskami koronnemi, a teraz, z rozkazu pana Sobieskiego, stanęli na wyżynach, łączących Chocim ze Żwańcem. Dwanaście tysięcy wojowników słuchało ich rozkazów, między nimi zaś były dwa tysiące wybornej piechoty. Od Dniestru ku południowi, stały sprzymierzone pułki wołoskie, które w przededniu bitwy opuściły obóz turecki, aby się z chrześcijany połączyć. Obok Wołochów stał z artyleryą pan Kątski, w zdobywaniu obronnych miejsc, sypaniu wałów i kierowaniu armatą, nieporównany. W cudzoziemskich krajach on się w tej sztuce ćwiczył, lecz wkrótce i cudzoziemców nią przewyższył. Za panem Kątskim stały piechoty ruskie i mazurskie Koryckiego; dalej pan hetman polny, Dymitr Wiśniowiecki, chorego króla brat stryjeczny. Ten jazdę lekką miał pod sobą. Obok niego osadził się z własnemi chorągwiami piechoty i jazdy pan Jędrzej Potocki, niegdy hetmana przeciwnik, dziś wielkości jego wyznawca. Za nim i za Koryckim stanęło pod Janem Jabłonowskim, wojewodą ruskim, piętnaście chorągwi hussarskich, w błyszczących pancerzach, w hełmach rzucających groźne cienie na twarze, ze skrzydłami u ramion. Las włóczni sterczał nad nimi, lecz oni stali w spokoju, ufni w siłę nieprzełamaną i pewni, że im przyjdzie zwycięstwo rozstrzygnąć.
Z mniejszych zaś, nie męztwem, ale znaczeniem wojowników, był pan kasztelan podlaski Łużecki, któremu brata w Bodzanowie Turcy ścięli, za co im wieczną zemstę poprzysiągł; był pan Stefan Czarniecki, wielkiego Stefana synowiec, pisarz polny koronny. On w czasie oblężenia Kamieńca pod Gołębiem, na czele hassy szlacheckiej po stronie króla stojąc, ledwo że wojny domowej nie wzniecił, teraz zaś męstwem pragnął na lepszem polu zabłysnąć. Był pan Gabryel Silnicki, któremu wiek życia zeszedł na wojnach, a starość ubieliła już glowę; byli różni wojewodowie i kasztelanowie.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/397
Ta strona została uwierzytelniona.