vens, który sobie żywo przedstawiał to wszystko.
— Jestto prosty wykład rzeczy nieuniknionej! — odparł porucznik.
— A kula?
— Wypuści kilka bąbli i wygodnie osiądzie sobie aż do dnia sądu ostatecznego na żwirach i glinie dna otchłani, a biedny Elstead leżeć będzie na swoich spłaszczonych poduszkach, jak masło na chlebie...
I, jakby mu się ten obraz najwięcej podobał, powtórzył.
— Jak masło na chlebie.
— Spojrzeć w tył! — zawołał jakiś głos.
Elstead stał za nimi, ubrany biało, z papierosem w ustach, oczy miał uśmiechnięte, a na głowie kapelusz o szerokiem rondzie.
— Cóż ty tam mówisz o chlebie z masłem, Weybridge? Jak zawsze, żalisz się na małą pensję oficerów marynarki! Już lada chwila odpłynę. To piękne niebo i ta fala spokojna — oto czego mi właśnie trzeba, by rzucić w głąb te dwanaście ton ołowiu i żelaza — czy nie?
Strona:PL Herbert George Wells - Nowele.djvu/104
Ta strona została skorygowana.