steśmy zupełnie pewni, czy to są ścisłe dane. Nie wierzę ślepo w rachunki.
Stevens milcząco przyznał mu słuszność. Nikt na pokładzie przez parę minut znów nie wymówił ani słowa. Wówczas zegarek Stevensa zadzwonił.
Gdy we dwadzieścia i jednę minutę później słońce sięgło do zenitu, jeszcze czekali na zjawienie się kuli, a żaden z obecnych nie śmiał choćby szepnąć, że wszelka nadzieja stracona. Weybridge pierwszy wygłosił tę pewność.
— Nigdy nie miałem zaufania do tych okienek — rzekł naraz do Stevensa.
— Wielki Boże! — zawołał Stevens. — Czybyś przypuszczał...
— Niewątpliwie — rzekł Weybridge, pozostawiając resztę domysłowi.
— Co do mnie, to nie bardzo wierzę w kombinacje tego rodzaju — zaznaczył kapitan sceptycznie — ja jeszcze nie straciłem nadziei.
O północy statek powoli krążył koło miejsca, w którem spadła kula. Biały promień ogniska elektrycznego snuł się i znikał naprzemian na powierzchni wód
Strona:PL Herbert George Wells - Nowele.djvu/113
Ta strona została skorygowana.