Hincliff na chwilę otworzył usta i oczy. Nie próbował wziąć owocu do ręki, choćby mu to nawet i proponowano.
— Jest to — mówił fantastyczny podróżnik, powoli, sylabizując — jest to jabłko z Drzewa Wiedzy... Spójrz pan: małe, świecące, cudowne... Wiedzy!.. I właśnie chcę je panu dać.
Umysł Hincliffa miał jedno mgnienie ciężkiego wysiłku; potem oczywiste wyjaśnienie: warjat! przeszło mu przez głowę i wytłómaczyło sytuację; warjat wesołego humoru. Pochylił nieco głowę.
— Jabłko z Drzewa Wiedzy? hę! — rzekł, oglądając owoc, przybrawszy minę żywego zajęcia, a potem patrzał na swego sąsiada. Ale czemu nie zje go pan sam? A zresztą, jakiemi drogami jabłko to dostało się do pana?
— Owoc ten nigdy nie więdnie. Mam go już trzy miesiące i jest zawsze błyszczący, gładki, dojrzały i pożądany, jak pan widzi.
Położył rękę na kolanie i marzącem okiem spoglądał na jabłko; potem nanowo zaczął je obwijać w srebrne pa-
Strona:PL Herbert George Wells - Nowele.djvu/140
Ta strona została skorygowana.