Opowiadając mi tę historję, biedny człowiek, który mi dał owoc, jeszcze bojaźliwie spoglądał dokoła siebie, jakby chcąc się ratować.
Schodząc po pochyłości z najwyższym pośpiechem, śród wrzawy huczącej po za nim, uderzył o jedno z drzew karłowatych, i dojrzały owoc spadł mu do ręki: ten! Natychmiast go otoczył szelest skrzydeł i odgłos piorunów. — Padł i zemdlał, a gdy wrócił do zmysłów, znajdował się pośród ruin dymnych i poczerniałych swego sioła, gdzie ja właśnie w towarzystwie kilku innych osób opatrywałem rannych. Widzenie!?... Ależ jeszcze miał w ręku złoty owoc z drzewa.
Byli tam i inni ludzie, którzy znali legendę i wiedzieli, czem jest ten dziwny owoc.
Podróżny zamilkł.
— Oto ten owoc — rzekł po chwili milczenia.
Była to historja zbyt osobliwa, by ją opowiadać w przedziale trzeciej klasy na malej linji drogi żelaznej w Surrey. Możnaby powiedzieć, że tu rzeczywi-
Strona:PL Herbert George Wells - Nowele.djvu/145
Ta strona została skorygowana.