związany. Ale z drugiej strony: dać ją! Dać ją komuś, coby płonął pragnieniem wiedzy, coby się nie uląkł samej myśli tego strasznego jasnowidzenia...
— Zresztą — dodał zamyślony Hincliff — to może jaki owoc jadowity...
W tej chwili oko jego spostrzegło przez okno wagonu jakiś przedmiot nieruchomy, krawędź białej tablicy z czarnemi literami: MWOOD. Na ten widok zadrżał.
— Do licha! — krzyknął — Holmwood.
Rzeczywistość nagle rozpędziła obrazy mistyczne, w których się pogrążył. Otworzył drzwiczki, trzymając w ręku walizę. Już zawiadowca stacji dawał znak odjazdu. Hincliff skoczył na platformę.
— Masz! — zabrzmiał jakiś głos poza nim.
Zobaczył posępne, błyszczące oczy podróżnika, a złoty, aksamitny, kuszący owoc był w jego ręku.
Pan Hinchff wziął automatycznie jabłko, a pociąg ruszył.
— Nie! — zawołał obcy, czyniąc gest, jakby chciał je odebrać.
Strona:PL Herbert George Wells - Nowele.djvu/150
Ta strona została skorygowana.