Strona:PL Herbert George Wells - Nowele.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

Dotknął jej zlekka i powiększył nieco orbitę oka, by lepiej podkreślić materjalizm. Nastąpiło nowe badanie.
— Boję się, że wszelka żarliwość tu znikła... Czemuby to nie miał być Mefistofeles? Ale to zbyt banalne... Przyjaciel Doży — to byłoby niezłe. Ale potrzebna zbroja. Zbyt pachnie «Okrągłym Stołem». A może włożyć mu czerwoną suknię i nazwać: Członek Świętego koliegium. Byłoby to poważne i świadczyłoby o uczonej ciekawości do średniowiecza włoskiego... Zręczny szkic złotego puharu w kąciku — stworzyłby naraz Benvenuta Celliniego, ale cera nie byłaby dobra.
Gadał sam do siebie w ten sposób (jak mówił), aby zdusić w sobie przykre uczucie zgrozy, którego nie mógł sobie wyjaśnić. Portret miał teraz wyraz twarzy bynajmniej niemiły, jednak żywszy niż inne jego portrety.
— Nazwijmy go Portretem Szlachcica — postanowił Harringay. — Szlachcica — nie, to nie idzie — mówił, ledwie zachowując resztki odwagi. — Krzyczanoby na zły smak. Ten uśmiech szyder-