Mówiąc to, największym pędzlem nabierał czerwonej farby.
— Prawdziwy artysta — mówił portret — jest zawsze ignorantem. Artysta, który teoryzuje z powodu swej sztuki, nie jest już artystą, ale krytykiem. — Wagner... Hę, co ty chcesz robić z tą czerwoną farbą?
— Chcę cię zamalować i zmazać — odparł Harringay — nie chcę więcej słuchać tej gadaniny. Jeżeli myślisz, że ponieważ jestem malarzem z zawodu, będę się z tobą bawił w gawędę o sztuce — to się grubo mylisz.
— Chwilę jeszcze — rzekł portret, rzeczywiście przerażony. — Chcę ci coś zaproponować, coś bardzo poważnego. Właśnie o tem chciałem mówić. Brak ci natchnienia. To wiadomo. A więc, słyszałeś pewnie o katedrze kolońskiej, o moście djabelskim i o...
— Dość, dość — przerwał Harringay. — Jeżeli sądzisz, że ja przehandluję zbawienie swej duszy za zwykłą przyjemność namalowania dobrego portretu, któryby przytem miała zganić krytyka, o, nie, nie! Dalej! masz!
Strona:PL Herbert George Wells - Nowele.djvu/96
Ta strona została skorygowana.