tuzie; demon z trudem oddychał. Jednak skorzystał z tej chwili odpoczynku.
— Rozważ — powiedział jeszcze, upierając się przy swojem — dwa najwyższe arcydzieła, różnego stylu, każde pod względem piękna równe katedrze.
— Czekaj-no chwilę! — krzyknął Harringay.
Wybiegł z pracowni, pośpieszył do pokoju swej żony i prawie natychmiast powrócił z ogromnym garnkiem lakieru i ogromnym pędzlem. Na ten widok demon czerwonooki zaczął krzyczeć:
— Trzy epokowe arcydzieła!
Harringay dwukrotnie szybko mierzył pędzlem to tu, to tam — aż wreszcie potężnym ciosem uderzył Włocha w oko. Słychać było przygłuszone mruczenie.
— Cztery arcydzieła...
I demon wypluł wielki łyk farby.
Ale Harringay zaczął brać nad nim górę i starał się ubezwładnić go. Wielkiemi kolejnemi uderzeniami nieustannie zamazywał płótno, tak, że w końcu stało się płaszczyzną jednostajną i błyszczącą. Na chwilę tylko usta zjawiły się na nowo i zawołały:
Strona:PL Herbert George Wells - Nowele.djvu/98
Ta strona została skorygowana.