Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/199

Ta strona została przepisana.

dejrzenia i wątpliwości, ogromnie podniecony, wyjechałem natychmiast z Algieru do małego obserwatorium na górze św. Gottharda, w którem pracował.
Ujrzawszy jego rysunki i aparaty, a przedewszystkiem obszerne depesze Cavora, straciłem wszelkie wątpliwości, natychmiast zniosłem się z wydawcą Strand Magazine, uwiadamiając go o konieczności uzupełnienia swego opowiadania. Sam zaś przyjąłem zaproszenie mr. Wendigee, aby przy nim do pomocy pozostać, codziennie odbierać poselstwa z księżyca i starać się nawiązać z nim porozumienie. Okazało się, że Cavor nietylko żyje, ale zupełnie wolny przebywa wśród selenitów, tych do mrówek podobnych ludzi, w lazurowych pieczarach księżyca. Dowiedzieliśmy się, że okulał na nogę, ale zresztą jest całkiem zdrowy, zdrowszy niż kiedykolwiek na Ziemi. Febra, która go tutaj męczyła, bez śladu przeszła. Ciekawe było, że uważał mnie za zmarłego na powierzchni księżyca, lub też w międzyplanetarnych przestworzach.
Pierwszą jego depeszę otrzymał mr. Wendigee w czasie zupełnie innych badań. Czytelnicy bez wątpienia przypominają sobie ogólne zainteresowanie, jakie na początku stulecia wzbudziły sensacyjne rewelacje mr. Nikola Tesla, słynnego amerykańskiego elektrotechnika o otrzymanych sygnałach z Marsa. Ściśle mówiąc, sygnały te nie były nowością dla uczonych, którzy dawno już wiedzieli o tem, że do Ziemi dochodzą skądś fale prądów elektrycznych, podobnych tym, które chwyta Marconi’ego telegraf bez drutu. Prócz mr. Tesla bardzo wielu czyniło próby skonstruowania aparatów, chwytających te ruchy, niewszyscy jednak uważali je za sygnałi z jakichś