Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/205

Ta strona została przepisana.

nowiłem więc oddać się im na łaskę i niełaskę. Widząc moje położenie bez wyjścia, przenieśli mnie znowu do wnętrza księżyca. O Bedfordzie nie słyszałem już nic więcej, nie wiem, co się z nim stało. Nikt z selenitów nie widział go wcale. Być może zastała go noc na powierzchni księżyca, ale prawdopodobniej znalazł aparat i chcąc wykraść mój wynalazek, odjechał sam jeden na Ziemię; jednak nie sądzę, aby mu się plan udał wykonać; nie umiejąc kierować aparatem, pewnie zginął gdzieś w międzyplanetarnych przestworzach...“
Potem mr. Cavor wielkodusznie wspomina o mnie i przechodzi do bardziej interesujących rzeczy. W roli wydawcy jego listów oczywiście nie zniżę się do wrogiej z nim polemiki, jednak trudno mi nie zaprotestować przeciw fałszywemu jego oświetlaniu faktów. Nie wspomina naprzykład, zupełnie o zawalanej krwią swojej notatce, w której te wypadki inaczej trochę przedstawiał. Pełna dostojeństwa rezygnacja pojawiła się może dopiero teraz u niego, gdy uczuł się zupełnie bezpiecznym między selenitami. Co zaś się tyczy mojej chęci „skradzenia mu wynalazku“, czytelnicy mogą sami osądzić, wiele w tem jest prawdy. Nie uważam się za wzór wszelkich ludzkich doskonałości, ale plagiatorem również nigdy nie byłem i nie będę.
Oto zresztą wszystkie moje pretensje do niego; w dalszych swoich listach zupełnie o mnie nie wspomina, dlatego też mogę oddać ich treść całkiem obiektywnie.
Prawdopodobnie selenici przenieśli go do środka księżyca przy pomocy jakiegoś „balonu“ przez „wielki szyb“. Z zawikłanego nieco miejsca listu, w którem to opisuje, oraz z kilku okolicznościowych wzmia-