Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/24

Ta strona została uwierzytelniona.

nych założycieli. Jakże się tu umiarkować?! Rzuciłem wszystkie zajęcia i postawiłem na kartę swoje życie.
— Jesteśmy teraz na drodze do największego wynalazku — mówiłem, akcentując końcówkę „my“. — Będzie pan musiał chyba użyć przemocy, by nie dopuścić mnie do współpracownictwa. Od jutra staję się pańskim czwartym pomocnikiem!
Cavora zdziwił mój zapał, lecz propozycję przyjął życzliwie. Nazbyt skromnie oceniał siebie i swoje dzieło.
— Naprawdę chce pan? — pytał, patrząc na mnie z pewnem zdziwieniem — a cóż pańska sztuka? zatem jej pan nie kończy?
— Daj mi pan spokój z tą sztuką, czyż pan nie widzi, jak wielkie pan tworzy dzieło?
Stanowczo nie zdawał sobie sprawy z praktycznego znaczenia wynalazku, tylko pracował jak czysty teoretyk. Gdy mówił o doniosłości swoich doświadczeń, miał na myśli tylko to, że udowodnią mylność jednych hipotez, a na ich miejsce postawią inne; o praktyczne zastosowanie wynalezionej substancji nie troszczył się. „Substancja da się pomyśleć, trzeba ją uzyskać“ — oto cały arsenał motywów kierujących. Było w nim naprawdę coś dziecinnego. Zapewne rozważał: „wynajdę nowe ciało, posiadające niesłychane własności, nazwę je „kevorytem“ albo „kevorynem“, na wieki wsławię swe imię, stanę się członkiem akademji królewskiej, portret mój pomieści pismo „Przyroda“, narówni z wizerunkami wielkich uczonych i... i koniec!“
Gdyby mnie nie było, rzuciłby w świat swoje wielkie odkrycie, tak jak gdyby wynalazł nowy gatunek komara. A możeby go jeszcze przytem i wygwizdano!