Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/71

Ta strona została przepisana.

patrzeć w kierunku promienia szklanej kuli, bo tylko w tych warunkach widzieliśmy prawdziwy obraz, w każdym innym kierunku zmieniał on się skutkiem krzywizny szkła. Pomimo wszystko widzieliśmy dobrze! W naszych oczach pękały maleńkie kuleczki jedna za drugą, odkrywając zielone gardziołka ku promieniom słońca, obficie płynącym z jasnego nieba. I nietylko pękały, ale zaczynały też szybko wyrastać: w dół, ku ziemi wypuszczały korzonki, w górę zaś ku słońcu — maleńkie żółtawe pędy. Nie zdążyliśmy zauważyć nawet, a już całe zbocze wzgórka pokryły drobniuchne roślinki, rozwijające się w oczach. Podobne do pączków końce ich pękały, odsłaniając pęki cieniutkich, ostro zakończonych ciemnych listeczków, szybko wydłużających się i rozkrywających w koronę. Ruchy roślin tych były znacznie szybsze od ruchów wszystkich roślin ziemskich a powolniejsze niż poruszenia zwierząt. Końce listków widocznie wydłużały się coraz bardziej. Szara skorupka zewnętrzna nasion znikała bez śladu. Jak mam wyrazić, z czem porównać szybkość całego tego procesu rozwijania się na księżycu? Czyście próbowali kiedy, trzymając w rękach kulkę termometru śledzić wznoszenie się słupa rtęci? Jeśli tak, możecie mieć pojęcie o tej szybkości.
W ciągu kilku minut większa część roślin zdążyła z łodyg wypuścić dalsze korony listków, tak że cały skłon wzgórza tak niedawno jeszcze nagi i bezpłodny, pokrył się oliwkowo zieloną gęstwą, śmiało wyciągającą swe błyszczące, ostre kończyny ku źródłom życiodawczego światła.
Spojrzałem w górę i oniemiałem ze zdziwienia. Górny brzeg wschodniej ściany krateru, nietylko tonął w takiej samej bujnej roślinności, lecz z pośród