Przestawszy wreszcie patrzeć, stanęliśmy naprzeciw siebie jedną tknięci myślą. Do istnienia życia na księżycu potrzebne powietrze, jakkolwiek byłoby rzadkie. Jeśli zaś jest powietrze, możliwe, że i my moglibyśmy niem oddychać.
— Wychodzimy? — spytałem.
— Naturalnie... jeśli to tylko rzeczywiście powietrze.
— Jeszcze chwila i rośliny przewyższą nas wzrostem, — rzekłem, a potem dodałem:
— Zresztą któż może wiedzieć? Może to azot, albo kwas węglowy!
— Nietrudno się przekonać — odrzekł Cavor i wyjąwszy z tłumoka zwitek papieru, zapalił go i wyrzucił szybko przez wchodowy otwór. Chciwie patrzyłem przez szkło na maleńki płomyczek, od którego tak wiele zależało.
Papier spadł na śnieg i zagasł pozornie; wkrótce jednak cienki języczek błękitnego płomienia znowu ukazał się po jednej stronie i pomału objął cały skrawek papieru prócz części bezpośrednio dotykającej śniegu.
Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/73
Ta strona została skorygowana.
IX.
Zaczynamy badania.