żeli sądzić z doskonałego przechowania zawartości.
Widocznie, staliśmy wśród ruin jakiegoś South Kensington z ostatnich czasów. Tu niewątpliwie był oddział paleontologiczny, a ten zbiór wykopalisk niegdyś musiał być wspaniałym. Nieunikniony proces rozkładu wśród tych wszystkich skarbów spełniać się nie przestawał, wprawdzie z nadzwyczajną powolnością, ale i ze skutecznością nieodwróconą, jakkolwiek zrazu przez czas pewien go powstrzymywano, a zupełne zniknięcie bakteryi i grzybów odjęło mu dziewięćdziesiąt dziewięć setnych jego siły. Tu i owdzie napotykałem ślady zajmowania się małego ludu zbiorami: rzadkie skamieniałości na kawałki potłuczone, lub ponawlekane na trzcinki, jakby paciorki. Niektóre pudełka były zupełnie poopróżniane — jak sądzę, przez Morloków.
Panowała wielka cisza. Gruby pył głuszył nasze kroki. Uina, która toczyła morskiego jeża po pochyłem szkle gablotki, naraz podeszła ku mnie, gdy się rozglądałem dookoła, najspokojniej wzięła mnie za rękę i odtąd już trzymała się mnie nieodstępnie.
Z początku byłem tak zdziwiony tym starodawnym pomnikiem wieku rozumu, że ani nawet pomyślałem o tem, co też znaleźć w nim mogę. Nawet myśl, która mnie głównie zajmowała, myśl o Machinie Czasu, ustąpiła nieco w głąb mego umysłu.
Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/122
Ta strona została przepisana.