soby, jakiemi utrwalano niegdyś (teraźniejszością była mi przyszłość daleka) kształty przyrody ożywionej.
Następnie doszliśmy do galeryi wręcz kolosalnych rozmiarów, lecz szczególnie źle oświetlonej, której podłoga spadała pochyło pod niewielkim kątem w stronę przeciwległą wejściu. W pewnych odstępach z sufitu zwieszały się białe banie, niektóre potłuczone lub rozbite; widać, że z początku ta sala była oświetlana sztucznie. Tu byłem już bardziej na swoim gruncie. Gdym przechodził, po obu stronach piętrzyły się olbrzymie masy wielkich machin; wszystkie były bardzo już zardzewiałe, niektóre pogruchotane, niektóre wszakże prawie jeszcze nietknięte. Jak wiecie, mam pewną słabość do wszelkich mechanizmów; brała mnie też chętka i wśród tych pozostać, tem więcej, że większość ich była dla mnie zagadką i mogłem tylko stawiać dalekie domysły o tem, do czego niegdyś służyły. Wyobrażałem sobie, że jeżeli się domyślę ich przeznaczenia, pozyskam zaraz siłę, której będę mógł użyć przeciwko Morlokom.
Nagle Uina przybiegła do mnie — tak nagle, żem się aż przestraszył. Gdyby nie ona, nie byłbym chyba zauważył owego pochylenia podłogi galeryi [1]. Drugi kraniec sali, do któ-
- ↑ Być może, że podłoga nie była pochylona, lecz samo muzeum było zbudowane na zboczu wzgórza. (Autor).