Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/126

Ta strona została przepisana.

Schwyciłem Uinę za rękę. Naraz błysnęła mi myśl nagła: puściłem rękę i poszedłem do machiny, z której sterczał drążek, czy ramię, podobne do znajdujących się we zwrotnicach. Wdrapawszy się na podstawę i uchwyciwszy drążek oburącz, nacisnąłem go całym swym ciężarem. Nagle Uina, pozostawiona sama w środkowej części hali, zaczęła płakać. Udało mi się ocenić wytrzymałość drążka, od jednego rzutu oka, bo złamał się po naciśnieciu jednominutowem, i do płaczącej pośpieszyłem już z maczugą w ręku, aż nadto wystarczającą na rozbicie łba każdemu Morlokowi, którego-bym napotkał. A gorąco już pragnąłem zabijać! Bezwątpienia myślicie sobie, że to bardzo nieludzko tak chcieć zgładzić jednego ze swoich własnych potomków; lecz ja wówczas w żaden sposób nie mogłem nic człowieczego odczuć w tych istotach. Tylko wzgląd na Uinę, której nie chciałem opuszczać, oraz przekonanie, że, jeżeli zechcę zaspokoić pragnienie mordu, to może na tem ucierpieć Machina Czasu, powstrzymały mnie od zapuszczenia się w głąb galeryi dla zabijania tych bestyi, których głosy już mnie dochodziły.
A zatem, z maczugą w jednej ręce, drugą prowadząc Uinę, wyszedłem z tej galeryi do innej, jeszcze większej, która na pierwszy rzut oka przypomniała mi kaplicę wojenną, obwieszoną postrzępionemi sztandarami. Poznałem, że szare poszarpane łachmany, które zwieszały się z je-