wyborną świecą, i włożyłem mą kamforę w kieszeń. Nie znajdowałem jednak materyałów wybuchowych, ani żadnych środków do wyłamania drzwi bronzowych. Dotychczas owo odłamane ramię stalowe było najużyteczniejszym przedmiotem, jaki znalazłem. Niemniej jednak opuściłem galeryę pokrzepiony na duchu.
Nie zdołam wam opowiedzieć wszystkiego, co mi się wydarzyło w ciągu tego długiego popołudnia. Potrzebaby dużego wysiłku pamięci, aby przypomnieć sobie w porządku to, co się widziało i przeżyło. Pamiętam długą galeryę zardzewiałej broni w rzędach; pamiętam jak wahałem się pomiędzy drążkiem, którym już miał, a siekierą lub mieczem. Nie mogłem jednak zabrać obojga, a mój drążek żelazny wydawał mi się najlepszym na owe drzwi z bronzu. Była również w muzeum wielka liczba dział, pistoletów i strzelb. Większość pozamieniała się już w masę rdzy, lecz niektóre były z jakiegoś nowego metalu i wydawały dobry dźwięk. Natomiast naboje i proch, jakie mogły tu być niegdyś, dawno już obróciły się w pył. W jednym kącie leżały szczątki jakichś przedmiotów podruzgotanych: być może wskutek wybuchu w pośród nagromadzonych okazów. W innem miejscu stały rząd bożki: polinezyjskie, meksykańskie, greckie, fenickie — z każdego zakątka ziemi, o jakim tylko pomyśleć można. Tutaj, ulegając niepowstrzymanemu popędowi, podpisałem swe
Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/129
Ta strona została przepisana.