Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/133

Ta strona została przepisana.

jacy, pognało mnie naprzód. Przez całą jedne noc i dwa dni wcale nie spałem i byłem zgorączkowany, podniecony; opadała mnie coraz większa senność, a wraz z nią czułem i zbliżających się Morloków.
Gdyśmy się wahali: czyby istotnie już nie przystanąć? — na ciemnem tle krzaków za sobą ujrzałem trzy pełzające postaci. Byliśmy w gęstwinie leśnej, w wysokiej trawie, tak, iż nie czułem się zabezpieczonym od zdradzieckiego podejścia. Na oko, las nie miał nawet całej mili angielskiej wgłąb. Gdybyśmy mogli dojść przez las do obnażonego boku pagórka, pozyskalibyśmy bezpieczne stanowisko; sądziłem, że zapałkami i kamforą będę mógł oświecać sobie drogę przez las. Oczywiście, chcąc korzystać z zapałek, musiałem wypuścić z rąk ów niesiony z sobą opał, i dosyć też niechętnie złożyłem go na ziemi. Wtedy przyszło mi do głowy, że jeżeli podpalę chróst, wprawię w ogromne zdziwienie naszych nieprzyjaciół. Przekonałem się później, iż w tym zamyśle było straszne szaleństwo; lecz na razie wydało mi się to znakomitą taktyką dla zasłonięcia odwrotu.
Nie wiem czy pomyśleliście kiedy, jak rzadką rzeczą jest płomień w klimacie umiarkowanym przy nieobecności człowieka. Ciepło słoneczne rzadko kiedy bywa tam tak silnem, aby mogło zapalić, nawet jeżeli jest zogniskowane przez krople rosy, co się niekiedy zdarza w oko-