Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/136

Ta strona została przepisana.

i cienie, ukląkłem i podniosłem bezwładną. Las za mną był pełen szmeru i zgiełku licznego tłumu.
Uina była jakby zupełnie omdlałą. Wziąłem ją łagodnie na plecy i podniosłem się, aby iść dalej. Wtedy poznałem prawdę straszliwą. Podczas manipulacyi z zapałkami i Uiną, obracając się ciągle na wszystkie strony, utraciłem kierunek drogi i najmniejszego już nie miałem pojęcia, w którą iść stronę. Wiedziałem tylko to, że w tyle za sobą mam Pałac z zielonej porcelany. Zimny pot mnie oblewał. Musiałem prędko obmyślić co robić. Postanowiłem rozniecić ogień i obozować w tem miejscu, gdzie-śmy przystanęli. Złożyłem na murawie Uinę, wciąż jeszcze jakby martwą, pośpiesznie, gdyż szybko znikał pierwszy kawałek kamfory, zacząłem zbierać gałęzie i suche liście; — tu i owdzie dokoła mnie świeciły oczy Morloków jak karbunkuły.
Kamfora zasyczała i znikła. Potarłem zapałkę: spostrzegłem, że dwie białe postaci, które zbliżały się już do Uiny, szybko umykały. Jedne ogień tak oślepił, że pędziła prosto na mnie, i czułem jak jej kości zaskrzypiały pod uderzeniem mojego kułaka. Wydała jęk żałosny, zachwiała się i upadła. Zapaliłem drugi kawałek kamfory i zacząłem zbierać paliwo. Zauważyłem nadzwyczajną suchość gałęzi rosnących na wzgórzu: od czasu mego przyjazdu na Machinie Czasu, od tygodnia już, nie padał deszcz. Zamiast przeto zbierać pośród drzew gałęzie już opadłe, zaczą-