jąć niepodobna. To szaleństwo. — A skąd przychodzą sny? Muszę spojrzeć na machinę, jeżeli jeszcze jest.
Szybko pochwycił lampę i poniósł ją przez drzwi na kurytarz, rzucając światło przed siebie. Poszliśmy za nim. — Na kurytarzu, w drżącem świetle lampy, stała machina — z pewnością ona, — przyrząd ciężki, duży i osobliwszych kształtów, zrobiony z bronzu, hebanu, kości słoniowej i przezroczystego kwarcu. Czułem w doknięciu, że był mocno zbudowany: ręką próbowałem prętów; na kości słoniowej miał ciemne plamy i zanieczyszczenia, a na niższych częściach kawałki trawy i mchu, jeden zaś pręt był zgięty ukośnie.
Podróżnik w Czasie postawił lampę na ławce i jednę rękę przesunął po uszkodzonym pręcie. — Tak jest w istocie — rzekł — opowiadanie, któreście słyszeli, jest prawdziwem. Żałuję, żem was wyprowadził tutaj, na to zimno.
Wziął lampę, i w zupełnem milczeniu powróciliśmy do fajczarni.
Wszedł z nami do sali i pomagał Wydawcy włożyć palto. Lekarz spojrzał mu w twarz i po pewnem wahaniu się powiedział, że musi być chorym wskutek przepracowania się. On zaś w odpowiedzi na cały głos się roześmiał. Pamiętam, jak stojąc w otwartych drzwiach, krzyknął: — «Dobranoc».
Wsiadłem do jednej dorożki z Wydawcą. Towarzysz mój mniemał, że całe opowiadanie
Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/164
Ta strona została przepisana.