— Potrzeba mi tylko pół godziny — powiedział. — Wiem, po coś przyszedł, i bardzo to dobrze z twojej strony. Oto kilka miesięczników. Jeżeli zostaniesz na śniadanie, dam ci dowody tej podróży w postaci prób, okazów — wszystkiego, co zechcesz. Wybaczysz mi, że cię teraz samego zostawię?
Przystałem, niezupełnie pojmując znaczenie jego słów, a on skinął tylko głową i wyszedł na kurytarz.
Słyszałem jak zatrzasnął drzwi laboratoryum; rozsiadłem się w fotelu i wziąłem do rąk gazetę.
— O czem on jeszcze myśli przed śniadaniem?
Nagle przypomniało mi się, żem obiecał o drugiej spotkać się z wydawcą, Richardsonem. Spojrzałem na zegarek: zauważyłem, że ledwie zdążę, aby się stawić na czas. Wstałem i pobiegłem na kurytarz, aby powiedzieć o tem Podróżnikowi. Gdym ruszał za klamkę, usłyszałem okrzyk dziwnie urwany, usłyszałem szczęk i łoskot. Gdym otworzył drzwi, owionął mię powiew wiatru i usłyszałem brzęk szkła spadającego na podłogę. Podróżnika nie było. Przez chwilę widziałem tylko mglistą jakąś, niewyraźną postać... Siedziała wśród wirującej masy, ciemnej, a błyszczącej jak metal. Postać ta była tak przejrzystą, że można było widzieć po przez nią ławkę z arkuszami rysunków. Lecz widzenie to
Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/166
Ta strona została przepisana.