znikło, gdy przetarłem oczy: Machiny Czasu już nie było. W głębi laboratoryum pusto; pozostał tylko tuman kurzu. Szyba w oknie widocznie tylko co rozbita.
Uczułem podziw niedający się ująć rozumem. Wiedziałem, że stało się coś niezwykłego, przez chwilę jednak nie mogłem pojąć — co? Gdy tak stałem, patrząc, otworzyły się drzwi do ogrodu i ukazał się w nich służący.
Spojrzeliśmy po sobie. — Po chwili dopiero obu nam zaczęły napływać myśli do głów.
— Pan wyszedł tędy? — zapytałem.
— Nie, panie. — Nikt tędy nie wychodził. Myślałem, że go tu zastanę.
Wówczas zrozumiałem. Stałem tak, narażając się na niechęć Richardsona, w oczekiwaniu na Podróżnika w Czasie, na nowe opowiadanie, być może jeszcze dziwniejsze, na okazy i fotografie, jakie miał z sobą przywieźć. Lecz dziś już zaczynam się obawiać: czy nie musiałbym tak czekać całe życie? Podróżnik po Krainie Czasu zniknął przed trzema laty i, jak teraz wszyscy już wiemy, dotychczas jeszcze nie powrócił.