ści słoniowej, aż wreszcie przepadła — znikła! Na stole nie było nic prócz lampy.
Na chwilę wszyscy oniemieli. Pierwszy Filby uznał się pobitym.
Psycholog ocknął się z podziwu i nagle spojrzał pod stół. Wówczas Podróżnik w Czasie wesoło się roześmiał. — No, cóż? — zapytał, powtarzając słowa Psychologa. Następnie, podniósłszy się, poszedł do pudełka z tytuniem na kominku i, odwrócony tyłem, zaczął nakładać fajkę.
Patrzyliśmy w osłupieniu, jedni na drugich.
— Spójrz — rzekł Lekarz — czy mówisz seryo? czy istotnie sądzisz, że maszynka rozpoczęła już podróż w Czasie?
— Z pewnością — odpowiedział Podróżnik, nachylając się dla zapalenia drewienka przy ogniu. Następnie obrócił się, zapalając fajkę, i spojrzał w twarz Psychologowi. (Psycholog dla okazania, że się nie czuje wcale wytrąconym z równowagi, szukał ratunku w cygarze i miał już je zapalić, zapomniał tylko obciąć).
— Co więcej, mam dużą machinę na ukończeniu, tam — tu wskazał w stronę laboratoryum. — Gdy ją złożę w całość, sądzę, że będę mógł odbyć podróż już sam we własnej osobie.
— Sądzisz pan, że machina powędrowała w przyszłość? — spytał Filby.
— W przyszłość lub przeszłość — nie wiem z pewnością w którym kierunku.
Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/24
Ta strona została przepisana.