Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/53

Ta strona została przepisana.

nych. Wzdłuż sali były ustawione niezliczone stoły, zrobione z brył polerowanego kamienia, wzniesione około stopy nad podłogę, a na nich stosy owoców. Niektóre z nich rozpoznałem jako rodzaj wyolbrzymionych pomarańczy i malin, lecz większości zgoła nie znałem. Wszystkie one uderzały niezwykłością rozmiarów, barw i kształtów.
Pomiędzy jednym stołem a drugim rozesłana była wielka liczba poduszek. Rozsiedli się na nich moi przewodnicy, dając mi znak, abym to samo uczynił. Bez ceremonii, ale i nie bez wdzięku, zaczęli rękami jeść owoce, odrzucając skórki, korzonki i t. p. w szerokie otwory z boku stołów. Poszedłem za ich przykładem, bo czułem głód i pragnienie. Jednocześnie do woli przypatrywałem się sali.
Co mnie najbardziej uderzało, to jej wygląd zniszczony. Ramy zakurzonych okien, ułożone w figury geometryczne, były połamane w wielu miejscach, a na firankach, osłaniających ich części wyższe, leżały grube pokłady kurzu. Zwróciło to również moję uwagę, że róg stołu marmurowego około mnie był obtrącony. Tem nie mniej jednak widok ogólny sprawiał wrażenie bogactwa i malowniczości. Było może około stu ludzi biesiadujących w sali; większość, która usiadła, jak mogła najbliżej mnie, spoglądała na mnie z ciekawością, a małe ich oczy żywo błyszczały z po-nad owoców, które spożywali. Wszyscy