Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/70

Ta strona została przepisana.

później pokażę wam jaką metodą — zapobiegał puszczeniu jej w ruch, po raz już spełnionem odjęciu tych dźwigni... Ruszono ją jednak z miejsca, ukryto... tylko gdzie, gdzie?
Sądzę, że mnie szał konwulsyjny ogarnąć musiał. Pamiętam, że biegałem gwałtownie w jedną i drugą stronę dookoła sfinksa, pomiędzy drzewami oświetlonemi przez księżyc, i spłoszyłem jakieś białe zwierzę, które w ciemnościach wziąłem za małego jelonka lub sarnę. Pamiętam również, że podczas tej nocy waliłem w krzaki zaciśniętemi pięściami, ażem sobie dłonie podrapał do krwi — istotnie, krwawiły się od łamanych gałęzi.
Po tem wszystkiem, łkając i szalejąc z rozpaczy, dopadłem do dużego budynku z kamienia.
Wielka sala była ciemną, cichą i opuszczoną. Pośliznąłem się na nierównej podłodze i upadłem na stół malachitowy, silnie tłukąc sobie udo. Zapaliłem zapałkę. Szedłem dalej, aż znalazłem się za ową zakurzoną zasłoną, o której już mówiłem poprzednio.
Stamtąd wszedłem do drugiej wielkiej sali, zasłanej poduszkami, na których spało około dwudziestu może małych ludzi. Nie ulega żadnej wątpliwości, że moje powtórne zjawienie się przejęło ich podziwem, nagle bowiem ze spokojnej ciemności zrywali się, wydając bezmyślne głosy, dziwiąc się przytem trzaskowi i światłu zapałki; zapomnieli już bowiem użycia zapałek.