Naprzykład, w kwestyi grzebania zmarłych, nie mogłem dostrzedz żadnych oznak krematoryów, ani też czegoś podobnego do grobów. Wpadałem na myśl, że może cmentarze (lub krematorya) są gdzieś poza obrębem moich poszukiwań. Pytanie to zadawałem sobie z całą rozwagą, a ciekawość moja w pierwszej chwili doznała zupełnego zawodu. Sprawa ta wprowadziła mnie w podziw, i byłem zmuszony do zrobienia dalszej uwagi, która mnie zdziwiła jeszcze bardziej: mianowicie, że wśród tego ludu nie było starców, ani kalek, ani złożonych niemocą.
Muszę przyznać, że niedługo się zadawalniałem najpierwszem owem mniemaniem o cywilizacyi automatycznej i ludzkości upadającej; a jednak nie byłem zdolny myśleć inaczej. Pozwólcie mi tu wyłożyć napotkane trudności.
Kilka większych pałaców, które poznałem, były tylko mieszkaniami, wielkiemi stołowniami i sypialniami. Ani mechanizmu, ani urządzenia jakiegobądź rodzaju, nie dostrzegłem. A przecież ludzie ci ubierali się w ładne tkaniny, które co pewien czas musiały być sprawiane na nowo, sandały ich zaś, jakkolwiek pozbawione ozdób, były misternemi okazami wyrobów metalowych. Te rzeczy musiały być gdzieś robione, a mały ludek nie objawiał ani cienia dążności wytwórczych: nie miał ani sklepów, ani pracowni przemysłowych ani też urządzeń, któreby wskazywały dowóz z zewnątrz. Cały swój czas spędzali
Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/82
Ta strona została przepisana.