wyniosłem go na ląd. Była to kobieta. Rozcieranie ciała, co nawet nie trwało długo, szybko powróciło jej przytomność, i z zadowoleniem zobaczyłem, iż przyszła do siebie jeszcze przed mojem odejściem. Miałem o nich wszystkich tak niepochlebne wyobrażenie, żem się nawet wcale nie spodziewał wdzięczności. Pod tym względem wszakże myliłem się.
Wypadek wydarzył się rano. Po południu znowu spotkałem małą kobietkę, jak przypominam sobie, gdym powracał z wycieczki rozpoznawczej do głównej swej kwatery. Powitała mnie okrzykami zadowolenia i obdarzyła dużą girlandą kwiatów — widocznie zrobioną dla mnie. Uderzyło to moją wyobraźnię. Bardzo być może, iż nie czułem się uszczęśliwionym; w każdym razie zrobiłem wszystko, co można, aby okazać, ile sobie cenię podarek. Niedługo potem siedzieliśmy razem na małej ławeczce kamiennej, zajęci rozmową, składającą się głównie z uśmiechów. Przyjaźń tej istoty wyrażała się tak, jakby uczucia swe mogło wyrazić dziecko. Dawaliśmy sobie wzajemnie kwiaty, a ona całowała mi ręce. Ja robiłem to samo z jej rękami. Następnie próbowałem rozmawiać i dowiedziałem się, że ma na imię «Uina» imię, które wydało mi się dla niej stosownem, chociaż nie wiedziałem, co znaczy. Taki był początek dziwnej przyjaźni, która trwała tydzień, a jak się zakończyła — opowiem!
Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/84
Ta strona została przepisana.