Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/86

Ta strona została przepisana.

ści. Była dość odważną we dnie i pokładała we mnie zadziwiającą ufność. Raz, żartując sobie, zrobiłem groźną minę, a ona wręcz roześmiała mi się w oczy. Lecz obawiała się ciemności, obawiała się mroku, obawiała się rzeczy czarnych. Ciemność była dla niej jedynym przedmiotem strachu. Było to szczególnie silne wzruszenie i zniewoliło mnie do rozmyślań i postrzeżeń. Poznałem, pomiędzy innemi, że ten mały ludek po zmroku zbiera się do dużych domów i śpi gromadnie. Gdy się wchodziło do nich bez światła, wtrącało się ich w zamęt i przerażenie. Po zmroku nigdy nie spotkałem nikogo; nikt nie chodził po dworze, nie spał przed domem. Zawsze jednak byłem tak nierozsądnym, że zapominałem o tej lekcyi strachu i upierałem się na przekór zgryzotom Uiny, aby spać zdala od tego rozespanego tłumu. Martwiło ją to bardzo, lecz w końcu jej dziwne przywiązanie do mnie wzięło górę i w ciągu pięciu nocy naszej znajomości, licząc w to noc ostatnią, spała, oparłszy głowę na mem ramieniu.
Lecz gdy tak się nią zajmuję, własne moje dzieje dopominają się już opowieści. Musiała to być noc przed jej wyratowaniem, kiedy się obudziłem o świcie. Byłem niespokojny, miałem sny bardzo przykre; śniło mi się, że tonę i że anemony morskie chodzą mi po twarzy, obmacując ją miękkiemi swemi czułkami. Zerwałem się ze snu w dziwnem przypuszczeniu,