oczyma, które patrzyły na mnie bez przerwy podczas owego odwrotu. Dreszcz mną wstrząsnął. Było to stworzenie podobne do ludzkiego pająka! Czepiając się ścian, schodziło w dół studni. Teraz dopiero po raz pierwszy ujrzałem cały ciąg metalowych szczebli i rączek, które tworzyły coś w rodzaju schodków prowadzących na dół. Zapałka poparzyła mi palce i wypadła z rąk, a gdym zapalił drugą, małego potwora już nie było.
Nie wiem jak długo siedziałem, patrząc w głąb studni. Dopiero po upływie pewnego czasu zdołałem dojść do przekonania, że istota, którąm widział, była istotą ludzką. I tak stopniowo rozjaśniła mi się prawda: że człowiek nie pozostał gatunkiem jednolitym, lecz zróżniczkował się na dwa różne typy zwierzęce; że piękne dzieci ze świata żyjącego na powierzchni ziemi nie były jedynymi potomkami naszego pokolenia, lecz że również i te wybladłe, wstrętne istoty nocne, które uciekały przede mną, miały prawo do dziedzictwa wieków.
Pomyślałem o dziwnych owych kolumnach i o mojej teoryi wentylacyi podziemnej. Zaczynałem już rozumieć prawdziwe kolumn znaczenie i zapytywałem sam siebie: czem mogą być te lemury w moim schemacie organizacyi doskonale zrównoważonej? W jakim są stosunku do leniwej błogości pięknych ludzi na ziemi? Co się ukrywa tam w dole, na dnie tego szybu? Siedziałem na
Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/91
Ta strona została przepisana.