promisów. Cała ta przypuszczalna kontrola, ta władza, któraby niby to miała istnieć we wnętrzu mechanizmu, poza polityką widzialną, mocno przypomina słynnego Rodina z „Żyda wiecznego tułacza” i ma taki sam stopień prawdopodobieństwa, jak powieści Eugeniusza Sue’go.
Skoro zwrócimy się do żywiołu, stojącego na drugim krańcu wagi — do opinii publicznej, do myśli ogólnej całej bezbarwnej masy tłumu — wyłoni się ku nam natychmiast wizya nadzwyczajnych demagogów i syndykatów dzienników. Ale powiększanie się ludności, różniczkowanie się coraz większe nawyknień społecznych, zwiększanie się ilości zabaw i zajęć — rozprzestrzenianie się miast — wszystko to obiecuje, że nie będziemy w przyszłości oglądali olbrzymich sal, napełnionych tłumami wyborców, skąd demogogowie brali swoją siłę, i z pewnością już nigdy w żadnem państwie demokratycznem na świecie nie wystąpi, jako groźna potęga, ordynarny człowiek o głosie tubalnym, twarzy czerwonej, wykrzywionej, wzburzony, z ubraniem w nieładzie, rozczochrany, rzucający rękoma, deklamujący, wrzeszczący z platform wagonów, z balkonów hotelowych, beczek, estrad — niezmordowany, niepohamowany. Powoli deklamatorzy tacy ustąpią wobec zorganizowanych manifestacyi z chorągwiami, pochodami, śpiewami, przebiegających ulice bez wszczynania nieporządków i zaburzeń.
Co się tyczy dzienników, to jeżeli dawniej wpływały one nieraz potężnie na wytwarzanie przekonań politycznych, to o tych, które pojawiły się razem z nową demokracyą, można powiedzieć, że nic nie robią w tym kierunku. Dzienniki współczesne poprostu wysilają się na osiągnięcie jak największej ilości kupujących i starają się zasłużyć w ten sposób na umieszczanie ogło-
Strona:PL Herbert George Wells - Wizye przyszłości.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.