Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz był już bardzo niespokojny o mnie i przekonany o rzeczywistem istnieniu poważnego niebezpieczeństwa.
Wozy pełne zbiegów przeciągały ulicami; lecz pomimo to wieści o katastrofie rozszerzały się tak powoli, iż Regent Street i Portland­‑Rood pełne jeszcze były zwykłych niedzielnych spacerowiczów. Zatrzymywano się wprawdzie i rozmawiano gromadkami, lecz wieczór był cichy i spokojny i nikomu na myśl nie przychodziło, iż niebezpieczeństwo jest tak bliskie.
Brat odczytywał wciąż kupioną gazetę, czyniąc jaknajgorsze co do mnie przypuszczenia. Nie mogąc usiedzieć na miejscu, po kolacyi wyszedł znów na miasto; wrócił i probował zająć się swemi studyami przedegzaminowemi, lecz wszystko napróżno. Położył się o północy a o świcie w poniedziałek zbudziło go silne kołatanie do drzwi wchodowych, odgłosy, biegania, bębnienie i dzwonienie a czerwone jakieś odbłyski tańcowały po suficie. Leżał tak przez chwilę, nie mogąc zrozumieć, czy tu już dnieje, czy też świat cały zwaryował. Zerwał się z łóżka i pobiegł do okna.
Mieszkał na facyatce, a kiedy otworzył ze stukiem okno i wyjrzał, kilkakrotne echo odpowiedziało mu, gdyż wiele podobnie ciekawie wyglądających głów pokazało się w pobliskich oknach. Policyant