a tylko chcieli odstraszyć i złamać stawiany im opór. To ostatnie udało im się bezwątpienia. W niedzielę rano skończyła się wszelka zorganizowana przeciw nim obrona. Nikt nie był w stanie stawić im czoła; nawet załogi torpedowców, które wpłynęły na Tamizę ze swemi podwodnemi statkami, zbuntowały się i odpłynęły na morze. Wszelka akcya obronna, jaką ludzie po tej nocy przedsięwzięli, ograniczała się do kopania dołów i zasadzek i to jeszcze w sposób bardzo niesystematyczny.
Można sobie wyobrazić los owych bateryi pod Esher, z których żywa dusza nie ocalała. Działa ustawione, amunicye w pogotowiu, artylerzyści oczekujący na swych stanowiskach. W odległości ambulanse z uciekającymi i rannymi z Weybridge; potem głuchy huk i ów czarny pocisk spadający na wszystko i siejący śmierć dokoła.
O świcie czarny dym płynął już ulicami Richmond, a zrozpaczone władze ostatnim wysiłkiem usiłowały pobudzić mieszkańców Londynu do ucieczki.